🐲 Na Pewnego Endeka Co Na Mnie Szczeka

Śnieg gasnący w błocie Białe płatki śniegu, melodie drobne, Bezpańskie sny, zmarzłe skrzydła aniołów, Ach, przybywajcie, zetnijcie bło Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz: EDYTORIAL. Wydawało się już, że niewiele związków frazeologicznych może zaskoczyć, zdziwić, a tym bardziej zezłościć. Jutro, jutro Pamiętam miasta, których nigdy naprawdę nie widziałem. Srebrne żyły Wenecji, cerkwie Leningradu niczym pagórki toffi. Paryż Kołysanka Zaśnij, syneczku, śpij, pod powiekami skryj niebieskie swe źrenice. Kiedyś zwiędną jak mech, gdy ci życie i pech obrócą świat n "Nie ma kraju" by Julian Tuwim reflects the poet's longing for his homeland and the difficulty he faces in finding a true sense of belonging in other places. Stanisław Wyspiański - Głowa Żyda *** Ta noc pełna łez i żalu, A ty jeszcze w świetle brodzisz, Nad wrotami Jeruzalem Czarne słońc Opis: fraszka, będąca odpowiedzią na antysemickie ataki w polskiej prasie. Źródło: Na pewnego endeka, co na mnie szczeka; Puszczała się dziewczyna, puszczała z miłości, Puszczała dla pieniędzy, puszczała z litości, Aż taką masę razy upadła moralnie, Ze całkiem się skurwiła – i wpadła fatalnie, Salvador Dali Prośba o pustynię Już ja z ziemi nieba nie widzę Już i gwiazdy na mnie nie wejrzą Sprawiedliwy! wydaj mi wizę Na pustynię REKLAMA. „Próżnoś repliki się spodziewał. Nie dam ci prztyczka ani klapsa. Nie powiem nawet pies cię j**ał, bo to mezalians byłby dla psa.”. Przemysław Czarnek nie zostawił tego bez komentarza. Polityk PiS-u w odpowiedzi na wpis z wierszem Tuwima zamieścił stare zdjęcie, na który widać Bońka jeszcze jako piłkarza Gdybym miał jedenaście kapeluszy - Konstanty Ildefons Gałczyński. pierwszy schowałbym w szafie, żeby się nie kurzył. Drugi nadałbym przez pocztę w postaci paczki. Trzeci byłby na drobnostki i drobiażdżki. Piąty zamiast klosza, do przykrywania sera. Szósty kapelusz - dla Jadwisi. Siódmy bym powiesił. Niech wisi. Niektórzy ludzie niektórzy ludzie nigdy nie wpadają w szał czasami leżę przez 3 albo 4 dni za wersalką. znajdą mnie tam. tu jest nasz „Na pewnego endeka co na mnie szczeka” Julian Tuwim. Próżnoś repliki się spodziewał Nie dam ci prztyczka ani klapsa. Nie powiem nawet pies cię je*ał, bo to mezalians byłby dla psa. Fraszka Jana Kochanowskiego pt. „Na matematyka”. Ziemię pomierzył i głębokie morze, wie jako wstają i zachodzą zorze; Wiatrom rozumie fXtnFyV. Były już na Wyspach okresy, kiedy brak tolerancji wychodził poza domy i puby, eksplodując w przestrzeni publicznej. Nie po raz pierwszy wzmożony napływ imigrantów wywołał alergiczną reakcję angielskiego betonu. By zrozumieć to, co dzisiaj dzieje się na Wyspach, warto cofnąć się o pół wieku. Do 1962 r. każdy mieszkaniec państw Wspólnoty Brytyjskiej mógł bez przeszkód przekraczać granicę Wielkiej Brytanii. I właśnie to był ten czas, gdy Londyn z miasta białych stał się kosmopolityczną metropolią, gdzie mieszkają obok siebie pochodzący z całego świata ludzie o różnych kolorach skóry . Lata dominacji nad światem zostawiły w Brytyjczykach przeświadczenie, że są lepsi od wszystkich, niezależnie od pochodzenia i koloru skóry. Ozdobna mapa imperium brytyjskiego w 1886 roku autorstwa Waltera Crane’a (źródło: domena publiczna). Im bardziej ulice stawały się kolorowe i odmiennie ubrane, im więcej powstawało etnicznych sklepów, restauracji i barów, tym bardziej zaczęła wychodzić na jaw ciemna strona brytyjskiej duszy. Tolerancja po brytyjsku Anglik jest nacjonalistą i rasistą, Anglik ma wrodzoną pogardę dla cudzoziemca i niesłychanie poczucie wyższości rasowej – pisał polski publicysta polityczny, premier rządu polskiego na uchodźstwie Stanisław Cat-Mackiewicz. Przed wojną był anglofilem, ale spędziwszy kilkanaście lat wojennych i powojennych w Wielkiej Brytanii stał się krytycznym obserwatorem, zbliżonym wręcz do anglofobii. Miał ku temu powody. Jak pisał: Anglik nie ujawnia swych nastrojów na zewnątrz. Zawsze jest opanowany i na swój sposób grzeczny. Ale ma niesłychane poczucie wyższości narodowej i spore obrzydzenie do cudzoziemca. Z narodów europejskich szanowani są w Anglii jedynie Niemcy, Holendrzy i narody skandynawskie, potem (…) Hiszpanie (…), natomiast do Francuzów czują Anglicy odrazę, do Włochów pogardę, a do Polaków i odrazę, i pogardę. Osoby o „niewłaściwym” kolorze skóry – nawet jeśli pochodziły z Imperium Brytyjskiego – miały trudniej na Wyspach niż Europejczycy. Na tym zdjęciu z ok. 1957 roku widzimy młodą rodaczkę Odelle na ziarnach kakaowca. (fot. John Hill, lic. CC BY-SA Polacy mieli więc pod górkę, ale jeszcze bardziej – kolorowi spoza Europy, nawet jeśli mówili po angielsku i byli od urodzenia poddanymi królowej. Zobacz również:Panowie świata czy globalni nieudacznicy? Oto najbardziej kompromitująca wojna w dziejach Imperium BrytyjskiegoNajwiększe zbrodnie generała Franco [18+]Anglicy już podczas II wojny światowej byli ekspertami od Exitów. Weź z nich przykład! Masz ciemną skórę? Nawet prostytutka ci odmówi Przykładem są losy utalentowanej literacko Odelle z książki „Muza” Jessiego Burtona, która przyjechała do Londynu z Trynidadu, czyli z byłej kolonii brytyjskiej. W moim kraju, z dyplomem i silnym poczuciem własnej wartości, nawet bym nie pomyślała o zajęciu polegającym głównie na parzeniu herbaty, ale Cynth sprowadziła mnie na ziemię: „Owszem, taką pracę mogłaby wykonywać ślepa na jedno oko i głucha jak pień kulawa żaba, ale oni tutaj i tak ci jej nie dadzą, Odelle”. (…) Regularnie telefonowałam w odpowiedzi na ogłoszenia o pracę niewymagającą doświadczenia. Ludzie, z którymi rozmawiałam, byli nad wyraz mili, pojawiałam się więc na miejscu, a tam — co za niespodzianka! — każda oferta okazywała się już nieaktualna. I tak przez 5 lat. No, cóż – w Londynie lat 60. talent to nie wszystko, skoro miało się czarny kolor skóry. Podobnie pisał o angielskim rasizmie Cat-Mackiewicz: Z kroniki kryminalnej i sądowej Londynu wiemy, że nie każda prostytutka londyńska zgodzi się na płciowy stosunek z Murzynem. (…) W koloniach angielskich obowiązuje przedział pomiędzy ludnością tubylczą a angielskim „Herrenvolkiem” bardzo daleko idący. Istnieją osobne wagony, osobne tramwaje, osobne restauracje. Dziś Indie są niepodległe, ale jeszcze w czasie ostatniej wojny do restauracji angielskiej w Indiach Hindus nie miał wstępu. Biedne bękarty Skąd jednak przywędrowały ksenofobia i rasizm do Wielkiej Brytanii? Z całego świata. To pamiątka z epoki kolonialnej, gdy ¼ kuli ziemskiej była rządzona z Londynu, a nad brytyjskim imperium praktycznie nie zachodziło słońce. Do obsługi posiadłości zamorskich służyła relatywnie niewielka elita urzędników i oficerów kolonialnych, wsparta armią, flotą i miejscowymi siłami porządkowymi. Podział rządzący – rządzeni był więc jasny, a w orientacji często pomagał kolor skóry. Brytyjski rasizm i ksenofobia rozlewała się jednak również na białych. Doświadczyli tego np. niektórzy polscy lotnicy w czasie II wojny światowej. Na początkowym etapie formowania polskie dywizjony miały brytyjskich współdowódców, co było pomocne w poznaniu procedur Królewskich Sił Powietrznych. Nie zawsze RAF delegował osoby nadające się do współpracy. Podział rządzący – rządzeni był dla Brytyjczyków zupełnie oczywisty, a w orientacji często pomagał kolor skóry. Na zdjęciu Lord Mountbatten podczas inspekcji wojsk malajskich w 1946 roku (fot. Ministry of Information Photo Division Photographer, Imperial War Museums, domena publiczna). I tak na przykład do 308. Dywizjonu Myśliwskiego Krakowskiego trafił John A. Davies. Tak opisywał swojego brytyjskiego kolegę polski dowódca jednostki, Stefan Łaszkiewicz: Był wyższy wzrostem, i patrzył na mnie z góry, dosłownie i w przenośni. Pewne siebie oblicze nie zdradzało ani krzty innego uczucia poza wyniosłością. (…) Siedział za biurkiem z głową odrzuconą do tyłu i wzrokiem utkwionym w ścianę o metr ponad nami. Dolna warga poruszała się, wydając głos o pontyfikalnym tonie. (…) Każdy jego ruch, każde słowo zdawały się pochodzić nie od człowieka, lecz od manekina, udającego rzymskiego prokonsula. Davies ze swoim cedzeniem słów, wydymaniem dolnej wargi dla dodania autorytetu, ze sztywnymi nogami, ruchami jak na zwolnionym filmie, wygłaszający decyzje z miną arcykapłana, który waży losy imperium brytyjskiego, [był jak] manekin z urzędu i kukła drewniana z wyglądu. Byłem dla niego (…) człowiekiem niższej rasy. „Ludzie niższej rasy” z dywizjonu 308 podczas zbierania w Normandii pszenicy do przygotowania lądowiska (fot. Clark N S, Imperial War Museums, domena publiczna). Davies – jak kontynuował przemyślenia polski lotnik – był typowym „produktem” polityki kolonialnej, czyli był to: wysoki urzędnik lub oficer – „pukka sahib”, dosłownie „mocny pan”, coś w rodzaju udzielnego księcia. Uosabiał on autorytet Wielkiej Brytanii i miał już we krwi pewność, że jego rozkazy, czy też zlecenia nie będą kwestionowane. Odpowiedź inna niż „yes, sir” mogła pochodzić tylko od równorzędnego Anglika. Tubylec, który się na nią zdobył, popełniał bluźnierstwo. My w oczach Daviesa byliśmy takimi właśnie tubylcami w koloniach. (…) Jeżeli ktoś nie jest Anglikiem, to musi być „poor bastard”. (…) Dosłownie „biedny bękart”, a oznacza [to] istotę niższej klasy. Pierwsze poniżenie Polaków – już po wojnie Ostatecznie, polskie dywizjony szybko się usamodzielniły, ale problem powrócił po zakończeniu II Wojny Światowej, gdy 5 lipca 1945 r. Wielka Brytania cofnęła uznanie dla rządu emigracyjnego. Z dnia na dzień polscy żołnierze stali się – jak stwierdził jeden z Brytyjczyków – „największą nielegalną armią prywatną, jaka kiedykolwiek istniała w tym kraju”. Początkowo rząd brytyjski nakłaniał Polaków do powrotu do Polski, ale nie wszyscy byli do tego chętni. Część doświadczyła już radzieckich łagrów, domy innych znalazły się na terenie Związku Radzieckiego. Ostatecznie Brytyjczycy zorganizowali Polski Korpus Przesiedleńczy, który pomagał byłym polskim żołnierzom w przejściu do było to jednak łatwe. Mimo, że gospodarka brytyjska potrzebowała rąk do pracy, a wielu polskich weteranów miało niezbędne umiejętności, to przeciwko zatrudnianiu Polaków zaczęły ostro protestować związki zawodowe. Wspierał ich brytyjski suweren – w czerwcu 1946 r. sondaż pokazał, że 30 proc. Brytyjczyków chciało pozwolić polskim żołnierzom na pozostanie na Wyspie, ale prawie dwukrotnie więcej (56 proc.) chciało ich deportacji. Stefanowi Knappowi udało się i został wziętym artystą. Inni Polacy nie mieli tyle szczęścia… Na zdjęciu mozaika projektu Stefana Knappa na elewacji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (fot. Zorro2212, lic. CC BY-SA Niechęć wyrażano słownie i siłowo. W pobliżu polskich baz pisano farbą na murach „Polacy, do domu” i „Anglia dla Anglików”, niektórzy Polacy zostali pobici. Nagle stałem się, którego każdy chciał się pozbyć, przedmiotem bezużytecznym, uciążliwym, a nawet szkodliwym – żalił się Stefan Knapp, były pilot z 318. Dywizjonu Myśliwsko-Rozpoznawczego Gdańskiego. Jemu ostatecznie udało się – otrzymał stypendium, skończył studia na Royal Academy of Arts w Londynie i został uznanym artystą. Inni jednak nie mieli tyle szczęścia. Oto nocne zakłady przemysłowe Londynu, jakieś zmywalnie naczyń, piekarnie, układalnie biszkoptów do pudełek, wypełnione są polskimi staruszkami z wysokimi stopniami w naszej byłej hierarchii urzędniczej i ludzie ci pracują jak „stachanowcy” w stosunku do robotnika angielskiego – pisał Cat-Mackiewicz o polskich byłych wojskowych i politykach. Polacy, pozbawieni żołdu, praw do emerytury, perspektyw, często z wykształceniem jedynie wojskowym, byli bardziej zdeterminowani i zmotywowani od lokalsów. Pracowali więc bardziej ochoczo i bardziej wydajnie niż Brytyjczycy, przez co członkowie związków zawodowych… żądali ich zwolnienia. Kierownictwa zakładów w obawie przed strajkiem najczęściej ulegały. Polacy – rozpoznawalni po akcencie – byli też często zaczepiani i wyzywani od „polskich faszystów”, czy przybłędów, którzy są nad Tamizą niepotrzebni i powinni wrócić tam, skąd przybyli. Wyjątki od reguły I faktycznie. Wielu nie wytrzymywało tej ciężkiej atmosfery i wyjeżdżało. Część do krajów Wspólnoty, gdzie ksenofobia nie była tak powszechna, a część – mimo obaw przed nowymi realiami – do kraju rodzinnego. Do Polski powrócili w 1956 r. Stanisław Cat-Mackiewicz i w 1958 r. były dziennikarz krakowskiego „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” Antoni Wasilewski. Piloci Dywizjonu 318 taki właśnie emblemat malowali na samolotach. Wkrótce przekonali się, że godnie żyć wśród Brytyjczyków jest niemal tak trudno, jak wygrać w trzy karty… (praca Dmitry Fomina, domena publiczna). Trzeba w tym miejscu uczciwie stwierdzić, że nie wszyscy Brytyjczycy byli zaczadzeni ksenofobią. Niektórzy nie mieli uprzedzeń do Polaków, nie chcieli ich wyrzucać i uznawali, że mają prawo do życia i szczęścia w Albionie. Powiedz nam, dlaczego ty po tylu latach opuszczasz teraz naszą wyspę. Zastanów się jeszcze, namyśl się – pytał z troską brytyjski urzędnik krakowianina. Ten jednak spotkał wcześniej wystarczająco dużo brytyjskich ksenofobów, więc z brytyjskim poczuciem humoru odpowiedział: Nie chcę zajmować wam miejsca w autobusach i kolejkach. *** Inspiracją do napisania tego artykułu stała się powieść Jessie Burton pod tytułem Muza (Wydawnictwo Literackie 2016). To oryginalna opowieść o wolności artystycznej, odnajdowaniu własnej formy ekspresji i poszukiwaniu twórczego odkupienia. Na jej kartach znajdziecie przykuwające uwagę postacie, zręcznie poprowadzoną narrację oraz atmosferę dwóch epok – Hiszpanii w początkach wojny domowej i Londynu lat 60. Bibliografia: Jessie Burton, Muza, Kraków 2016. Stanisław Cat-Mackiewicz, Londyniszcze, Kraków 2013. Stefan Łaszkiewicz, Od Cambrai po Coventry, Warszawa 1982. Adam Szostkiewicz, Pięć minut chwały, w: „Imperium Brytyjskie. Od kolonizacji Ameryki po referendum szkockie”, „Polityka. Pomocnik historyczny” wydanie specjalne 8/2014. Jacek Tebinka, Kolorowa metropolia, w: „Imperium Brytyjskie. Od kolonizacji Ameryki po referendum szkockie”, „Polityka. Pomocnik historyczny” wydanie specjalne 8/2014. Antoni Wasilewski, Dryndą po Krakowie, Kraków 1976. Adam Zamoyski, Zapomniane dywizjony. Losy lotników polskich, Londyn 1995. Definicja i wyznaczniki gatunku Fraszka jest gatunkiem, którego definicje przede wszystkim podkreślają jego rozmiary, które są niezwykle małymi. Samo słowo fraszka wskazuje na ograniczony charakter utworu, oznacza ono bowiem gałązkę. Fraszki to przede wszystkim utwory, które posiadają wymiar satyryczny i lekki charakter. Jednakże zakres tematyczny fraszek nie ogranicza się tylko do tego. Można bowiem spotkać fraszki, które poświęcone są ideą, pojęciom abstrakcyjnym, a także i sprawą podniosłym. Tego przykłady można dostrzec w twórczości Jana Kochanowskiego, jak i wielu innych, którzy podejmowali się napisania krótkiego, wierszowanego utworu. Przykłady, twórcy Mikołaj Rey – określał on ten gatunek mianem „figlików” Jan Kochanowski - „Na lipę”, „Do przyjaciela”, „Na nabożną”Julian Tuwim „Na pewnego endeka co na mnie szczeka”Fraszki tworzył również Lec Rozwiń więcej /Skąd my to znamy ?/ Próżnoś repliki się spodziewał,Nie dam ci prztyczka ani klapsaNie powiem nawet: "Pies cię jebał"-Bo to mezalians byłby dla Tuwim L'INNO A SATANA (Giosue Carducci) A te, de l'essere Principio immenso, Materia e spirito, Ragione e senso; Mentre ne' calici Il vin scintilla Sě come l'anima Ne la pupilla; Mentre sorridono La terra e il sole E si ricambiano D'amor parole, E corre un fremito D'imene arcano Da' monti e palpita Fecondo il piano; A te disfrenasi Il verso ardito, Te invoco, o Satana, Re del convito. Via l'aspersorio, Prete, e il tuo metro! No, prete! Satana Non torna indietro! Vedi: la ruggine Rode a Michele Il brando mistico, Ed il fedele Spennato arcangelo Cade nel vano. Ghiacciato č il fulmine A Geova in mano. Meteore pallide, Pianeti spenti, Piovono gli angeli Da i firmamenti. Ne la materia Che mai non dorme, Re de i fenomeni, Re de le forme, Sol vive Satana. Ei tien l'impero Nel lampo tremulo D'un occhio nero, O ver che languido Sfugga e resista, Od acre ed umido Prňvochi, insista. Brilla de' grappoli Nel lieto sangue, Per cui la rapida Gioia non langue, Che la fuggevole Vita ristora, Che il dolor proroga, Che amor ne incora. Tu spiri, o Satana, Nel verso mio, Se dal sen rompemi Sfidando il dio De' rei pontefici, De' re cruenti; E come fulmine Scuoti le menti. A te, Agramainio, Adone, Astarte, E marmi vissero E tele e carte, Quando le ioniche Aure serene Beň la Venere Anadiomene. A te del Libano Fremean le piante! De l'alma Cipride Risorto amante A te ferveano Le danze e i cori, A te i virginei Candidi amori, Tra le odorifere Palme d'Idume, Dove biancheggiano Le ciprie spume. Che val se barbaro Il nazareno Furor de l'agapi Dal rito osceno Con sacra fiaccola I templi t'arse E i segni argolici A terra sparse? Te accolse profugo Tra gli dči lari La plebe memore Ne i casolari. Quindi un femineo Sen palpitante Empiendo, fervido Nurne ed amante, La strega pallida D'eterna cura Volgi a soccorrere L'egra natura. Tu a l'occhio immobile De l'alchimista, Tu de l'indocile Mago a la vista, Del chiostro torpido Oltre i cancelli, Riveli i fulgidi Cieli novelli. A la Tebaide Te ne le cose Fuggendo, il monaco Triste s'ascose. dal tuo tramite Alma divisa, Benigno č Satana; Ecco Eloisa. In van ti maceri Ne l'aspro sacco: Il verso ei mormora Di Maro e Flacco Tra la davidica Nenia ed il pianto; E, forme delfiche, A te da canto, Rosee ne l'orrida Compagnia nera Mena Licoride, Mena Glicera. Ma d'altre imagini D'etŕ piů bella Talor si popola L'insonne cella. Ei, da le pagine Di Livio, ardenti Tribuni, consoli, Turbe frementi Sveglia; e fantastico D'italo orgoglio Te spinge, o monaco, Su 'l Campidoglio. E voi, che il rabido Rogo non strusse, Voci fatidiche, Wicleff ed Husse, A l'aura il vigile Grido mandate: S'innova il secolo, Piena č l'etate. E giŕ giŕ tremano Mitre e corone: Dal chiostro brontola La ribellione, E pugna e prčdica Sotto la stola Di fra' Girolamo Savonarola. Gittň la tonaca Martin Lutero; Gitta i tuoi vincoli, Uman pensiero, E splendi e folgora Di fiamme cinto; Materia, inalzati; Satana ha vinto. Un bello e orribile Mostro si sferra, Corre gli oceani, Corre la terra: Corusco e fumido Come i vulcani, I monti supera, Divora i piani; Sorvola i baratri; Poi si nasconde Per antri incogniti, Per vie profonde; Ed esce; e indomito Di lido in lido Come di turbine Manda il suo grido, Come di turbine L'alito spande: Ei passa, o popoli, Satana il grande. Passa benefico Di loco in loco Su l'infrenabile Carro del foco. Salute, o Satana O ribellione O forza vindice De la ragione! Sacri a te salgano Gl'incensi e i voti! Hai vinto il Geova De i sacerdoti. (dziękuję Frogowi za znalezienie tekstu polskiego i włoskiego) Hymn do Szatana Ku Tobie, coś jest zasadą istnienia duch i materia, rozum i czucie; kiedy w kielichach perli się wino, tak jak się dusza iskrzy w źrenicy; gdy uśmiechają się ziemia i słońce i wymieniają słowa miłości, a z gór dreszcz spływa tajemnych godów i drży radośnie płodna równina, ku tobie zrywa się strofa zuchwała: o, przyjdź Szatanie, królu biesiady! Precz mi już, księże, z kropidłem, z hymnami! O, nie, nie, księże, nie cofa się Szatan! Patrz, rdza przegryza mistyczny oręż w rękach Michała; wierny archanioł z piór swych odarty, zapada w pustkę. I zamarzł piorun w ręku Jehowy. Jak mdłe meteory, jak zgasłe planety, spadają z nieba anielskie zastępy. Wewnątrz materii, co nie zna spoczynku, jako król zjawisk, król nowych kształtów, sam żyje Szatan. On dzierży władzę w drżącym połysku czarnej zrenicy, która, gdy słabnie, wymyka się chytrze, gdy ostra i żywa, podnieca, przynagla. We krwi gron winnych skrzy się radośnej i stąd ta wartka radość nie gaśnie, co dniom, dniom ulotnym przydaje życia, odsuwa boleść, miłość ożywia. Twój duch, Szatanie, jest w strofach moich, gdy rwą się z wnętrza i szydzą z boga grzesznych papieży, królów okrutnych Ty jakby piorun wstrząsasz umysłem. Wam, Arymanie, Adonisie, Astarte, marmury żyły i płotna, i księgi, kiedy to jońską aurę pogodną uszczęśliwiała kąpiąca się Wenus. Tobie szumiały drzewa Libanu, gdy boskiej Cyprydy ożywał kochanek; Ciebie sławiły tańce i chóry, ciebie panieńskie szczere miłości pośród pachnących pól Idumei i gdzie bieleją cypryjskie piany. I cóż, że dziki szał nazareński, zrodzon wśród agap o rycie bezecnym, świętą pochodnią spalił ci chramy i rozmiótł po ziemi ślad Argolidy? Ciebie, wygnańca, między swe lary przyjął lud wierny do chat wieśniaczych. Stąd czarownice, strażniczki wierne, ślesz, by wspomogły zwątlałą naturę. Ty pod skupionym wzrokiem alchemika, ty pod spojrzeniem hardego maga otwierasz gnuśnych klasztorów kraty, odsłaniasz promienne niebiosa nowe. W piaskach Tebaidy, przed tobą się chroniąc, szukał ukrycia rój mnichów posępny. Lecz za twą sprawą dusza się rozdwaja: Szatan jest miły, świadkiem Heloiza. Próżno się dręczysz w szorstkim habicie: on szepce wiersze dawnych poetów wśród dawidowych nędznych zawodzeń; formy delfickie przy tobie obok mówią, różane, pośród szkaradnej kompanii czarnej, o pięknie życia. Innymi sceny z epok piękniejszych wraz zaludnia się bezsenna cela. On z kart Liwiusza dzielnych trybunów, konsulów wskrzesza, tłumy kipiące; uniesionego dumą italską zmusza cię, mnichu, biec na Kapitol. A wy, wy, których stos nie spopielił, głosy prorocze, Wiklefie, Husie, rzućcie w świat cały swój czujny okrzyk: wiek się odnawia, pełnia epoki. Już drżą w popłochu mitry, korony, z klasztoru nagły pomruk rebelii; walkę, wyzwanie głosi spod stuły fra Girolamo Savonarola. Zrzucił sutannę ksiądz Marcin Luter, zrzuć swoje więzy, o myśli ludzka! W ogniach stająca syp piorunami! Materio, w górę, Szatan zwyciężył! Piękny i straszny smok rwie okowy, przebiega morza, lądy przebiega, w błyskach i dymach jakby wulkanów, przesadza góry, pochłania równiny, mknie nad otchłanie; potem się skrywa w pieczarach tajnych, na drogach chytrych, ale wychodzi! Nieposkromiony, z potęgą burzy okrzyk swój rzuca, z potęgą burzy tę wieść roznosi: Ludy, nadchodzi Szatan, Pan wielki, Pan dobroczynny! Jawi się wszędzie na niewstrzymanym ognistym rydwanie. Cześć Ci, Szatanie, duchu rebelii, o siło mściwa, siło rozumu! Niech płyną k'tobie kadzidła i dary, boś ty pokonał Jehowę kapłanów! Hymn we wrześniu 1863 r. napisał Jozue Carducci, który w masonerii zajmowal 33-ci, to jest, najwyższy stopień. Hymn ten odśpiewano publicznie w teatrze "Alfieri" w Turynie (1882) i w teatrze "Umberto" w Rzymie (1887), też przy odsłonięciu pomnika Garibaldiego (1893). Hymn to Satan To thee of all being The first cause immense Of matter and spirit, Of reason and sense Whilst in the full goblet Shall sparkle the wine, So bright the pupil The souls of men shine, Whilst earth still is smiling, And the sun smiles above, And men are exchanging Their sweet words of love, Thrills mystic of Hymen Through high mountains course, And broad plains are heaving With life's fertile force, On thee in verse daring, From tight rein released, On thee I call, Satan, The king of the feast. Away aspersorium, With priest who would bind! Priest, not at thy bidding Gets Satan behind. Behold, rust is eating The edge of the blade In the hand of great Michael The faithful displayed. The displumed Archangel Descends to the void, The thunderbolt's frozen Jehovah employed. Faint pallid meteors, Wan stars void of light, Like rain down from heaven Fall angels in flight. In matter aye sleepless Of forces the spring, King of phenomena, Of forms lord and king. Here only lives Satan, His power supreme In a dark eye flashes With tremendous gleam, Whether it languidly Retreats and rebels, Or bright and audacious Provokes and compels In gay blood it sparkles That's pressed from the vine, Whose gift of swift pleasure Shall never decline, Which can to our fleeting Life new strength impart, Which puts off our sorrows, To love gives a heart. Tis thou that inspirest The song that doth rise In my bosom, O Satan, When that god it defies, On whom guilty pontiffs And cruel kings call; Men's minds thou so shakest As when lightenings fall. Ahriman and Adonis, Astarte, to thee, Canvas, marble and paper All lived and were free When Venus new risen From billowing seas Serenely made happy Ionia's breeze. On Lebanon quivered The trees at thy name, When to gentle Cypria Her risen love came. Thee chorus and dances In joy celebrate, Love pure and virginal To thee dedicate Mid the palm-trees fragrant Of Araby's land, Where whitens the sea-foam On Cyprian strand. What matter if fury Of fierce Nazarene From ritual barbaric Of love-feast obscene. Hath set with blest torches The temples on fire, And Argolis' idols Hath hurled in the mire. In cottages lowly A refuge dost find, Amid household Lares Folk keep thee in mind. The God and the lover A woman's warm breast With his ardent spirit Once having possessed, Thou turnest the witch Whom long searching makes pale To lend succor to nature O'er disease to prevail. Thou to the motionless Eye of the alchemist, In sight of the magus Who dares to resist, Beyond the dull cloister Its gates set ajar, Revealest in brightness New heavens afar. In lonely Thebaid The wretched monks hide From thee and things worldly In safety to bide. Ah, doubtful soul standing, choose! Where life's roads divide, See, Satan is kindly, Heloise at thy side! In vain with rough sackcloth Thy flesh dost maltreat, From Maro and Flaccus He verse will repeat Betwixt psalms of David; Twixt weeping and dirge He causes beside thee Delphic forms to emerge. Amongst those companions Though garbed in black weeds With rosy Lycoris Glycera he leads. But other the phantoms When finer the age, At times he awakens From Livy's full page, When tribunes and consuls And vast crowds that thrill With ardor and passion That sleepless cell fill, He to the Capitol Thy land to set free Of Italic pride dreaming, Oh monk, urges thee. And you, Huss and Wycliffe No fury of flames Reformation, Could stifle your voices' Prophetic acclaims. Send forth on the breezes Your watch-cry sublime "A new age is dawning, Fulfilled is the time!" Already are trembling Both miter and crown, And cloistered seclusion Rebellion breaks down. Then fighting and preaching Under the stola Comes Fra Girolamo Savonarola. The cowl Luther cast off, And freedom he brought: So cast off thy fetters, Be free, human thought! And shine forth resplendent, Encircled with flames, Arise Matter, Satan The victory claims. A beautiful monster, A terrible birth, Runs over the ocean, Runs over the earth. Volcano like flashes Through dim smoke it lowers, It scales lofty mountains Broad plains it devours. It spans the abysses, In caverns it hides And through the deep cleft ways Invisible glides; Then comes forth undaunted, From coast to coast hies, As from some fierce whirlwind It sends forth its cries. As breath of the whirlwind Spreads out on the vast Expanse, O ye nations Great Satan goes past. From place to place passes Beneficient he Oh his chariot of fire Untrammeled and free. All hail to thee, Satan! Rebellion, all hail! Hail, power of reason, Avenge and prevail! To thee arise incense And holy vows paid, Thou, Satan, hast vanquished The god by priests made. zapytał(a) o 20:25 O kim mówi Julian Tuwim w tym dziele? "Na pewnego endeka co na mnie szczeka"Próżnoś repliki się spodziewał,Nie dam ci prztyczka ani klapsaNie powiem nawet:"Pies cię to mezalians byłby dla psa To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź EKSPERTażór odpowiedział(a) o 09:38: Na pewnego endeka, co na mnie szczeka – fraszka, będąca odpowiedzią na antysemickie ataki w polskiej prasie . Uważasz, że ktoś się myli? lub

na pewnego endeka co na mnie szczeka